Translate this blog

niedziela, 22 listopada 2015

BB2016 - jest niebezpiecznie w Bamako

Wszyscy chyba słyszeli że 20 listopada w Bamako doszło do ataku na luksusowy hotel i wzięto zakładników. Specjalnie nie pisałem nic tuż po fakcie, czekając aż sytuacja się uspokoi i będą dostępne pełne dane (a przynajmniej pełniejsze). Cała operacja zakończyła się tego samego dnia, oficjalne dane mówią o 21 zabitych, w tym dwóch zamachowcach. Nic przyjemnego, ale oczywiście pojawiły się pytania o nasze bezpieczeństwo i chęć podróży w tamten rejon. I tutaj po chwili zastanowienia - nic się nie zmienia. 


Ktoś powie - przecież to głupota, możecie stracić życie, narażacie się na wielkie niebezpieczeństwo, nie prowokujcie sytuacji. Owszem, ryzykujemy, a Ty drogi przyjacielu spałeś na matematyce, kiedy o rachunku
prawdopodobieństwa mówiono. Ryzykujemy bowiem od momentu poczęcia, aż do śmierci. W każdej chwili grozi nam cała masa niebezpieczeństw. Może się na przykład zawalić dom w którym mieszkamy. Niemożliwe? Tak myśleli mieszkańcy pewnego wieżowca w Gdańsku w 1995 roku. Można zginąć w katastrofie lotniczej. I to wcale nie trzeba lecieć w tym celu samolotem. Niemożliwe? A jednak - katastrofa Concorde nad Paryżem, czy też inne przypadki gdzie samolot wyrżnął w tłum. Może nas przejechać tramwaj. Owszem, wypada mieszkać w mieście gdzie one są, ale taki Olsztyn nie miał tramwajów kilkadziesiąt lat i teraz wracają;-) I co mają olsztynianie zrobić? ;-) Można też zwyczajnie zachorować na jakiś gustowny nowotwór. Tak po prostu, mimo że w rodzinie żadnych obciążeń nie było. Niemożliwe? To zapraszam na wycieczkę na najbliższy oddział onkologiczny. Sami zdrowi ludzie tam siedzą...

Mógłbym tak jeszcze długo wymieniać, tylko po co? Każdy myślący zrozumie że nigdy nie jest bezpieczny. A nawet jak się zamknie w pancernym domu, z filtrami powietrza, zapasem żarcia, z kasą na dostatnie życie to może spaść ze schodów i skręcić kark, albo zabije go tętniak, czy cokolwiek innego... Mamy do przeżycia skończony czas. Od nas zależy jak i na co go wykorzystamy. Jeśli ktoś jest domatorem - niech siedzi w domu. Jednak nie należy przykładać swojej miary do innych...

Szacowałem ryzyko swoich podróży nie raz, cholernie bałem się lecąc do Iraku, świadomość że wybuchy które słyszę to prawdziwy ostrzał rakietowy wycelowany między innymi we mnie, a nie zabawa ASG - zrobiło swoje. Nie ma się czego bać. Jeśli drzwi są otwarte to można przez nie przechodzić. Jeśli jest tylko nieduża szczelina - nie pchaj palców, poczekaj, obserwuj. Świat jest piękny, chcemy go z Sylwią obejrzeć z bliska. I dlatego właśnie pojedziemy. W trasie nie będzie nam grozić eksplozja gazu w budynku, czy wypadek z tramwajem - to ryzyka które znikają. W ich miejsce będzie nam cały czas zagrażać ruch drogowy - ale to jest ryzyko które każdy codziennie niemal akceptuje. 

W Mauretanii naszych obozów strzec będzie wojsko, obstawiam że w Mali również. Żałuję że nie będziemy swobodni w poruszaniu się, ale nie można mieć wszystkiego. Chcemy pojechać i jedziemy. Zawieziemy malijczykom to co dla nich zebraliśmy - a jest tego sporo pudeł. Przy okazji - nadal szukamy wsparcia materialnego i rzeczowego naszej wyprawy.



A tutaj macie mapkę jak niebezpieczne jest Mali. My wjedziemy z Mauretanii od strony Senegalu - przejedziemy przez odcinek gdzie nie zarejestrowano żadnych incydentów. Po własnych śladach wrócimy do Mauretanii i potem Maroko. Damy sobie radę...


Na koniec oficjalne stanowisko organizatora rajdu. Mówi w skrócie o tym, że rajd się odbędzie, bo gdyby został odwołany to terroryzm odniósł by swoje kolejne zwycięstwo, zło by zatriumfowało. Każdy jednak bierze w nim udział na własną odpowiedzialność. Organizator odpowiada na pytania o bezpieczeństwo, pytając czy koncert w Paryżu, oraz maraton w Bostonie były bezpieczne. Jak sami wiecie - nie były. Mimo że odbywały się w dawno ucywilizowanym świecie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ads